Pożegnanie
z Cerkwią
Położył jesi
na gławach ich wiency. Co symbolizują korony trzymane nad
głowami młodych w czasie tainstwa braka? Są to wiency
muczeniczestwa. Każdy zawierający małżeństwo, łącząc się
z drugim człowiekiem w płot’ jedinu, zakładając rodzinę
– wstępuje na drogę życia muczenika. Nie ma w tym
stwierdzeniu ani drwiny, ani patosu. Takie jest po prostu życie.
Rozwiązywanie codziennych problemów, wychowanie dzieci, utrzymanie
rodziny, tierpienije, wybaczanie, zmęczenie, drażliwość
itd. itd.
Co to
jest rodzina? Najmniejsza komórka każdej społeczności, gdzie
pielęgnuje się i przekazuje wiarę, tradycję, język, obyczaje,
historię swojego rodu, społeczności. Dlaczego rodzina to mała,
domowa cerkiew? Podobnie jak w Cerkwi panuje w niej określony
porządek i hierarchia. Ojciec to swiaszczennik, matka –
diakon, dzieci – czada tej małej cerkwi.
Ojciec
odpowiada za domową cerkiew. Jest strażnikiem obowiązujących w
rodzinie zasad (duchowych i moralnych), sam pogłębia swoją wiedzę
(teologiczną i świecką), uczy i przekazuje swoje doświadczenia
matce i dzieciom, zapewnia bezpieczeństwo rodzinie, także
materialne. Matka szanuje ojca, wspomaga go, uzupełnia, podpowiada.
Swoją kobiecą naturą sprawia, że mała cerkiew jest świątynią
ciepłą, przytulną i pełną miłości. Dla wszystkich członków
rodziny jest źródłem siły i dobroci. Dzieci jak gąbka, powinny
nasiąkać przekazywanymi wartościami, żyć zgodnie z zasadami
prawosławia, przekazywać tę wiedzę i umiejętności kolejnym
pokoleniom.
Taka
rodzina prawosławna żyje prawosławnym życiem. Wszyscy uczestniczą
w nabożeństwach, spowiedzi, priczastiju. Poszczą, obchodzą
święta zgodnie z prawosławnym kalendarzem, dzieci uczestniczą w
lekcjach religii, w domu wszyscy pamiętają o porannych i
wieczornych modlitwach. Zbierają się na wspólne posiłki,
dyskutują problemy związane z wiarą prawosławną. Pamiętają jak
ważne jest tzw. bogomyslie – czyli własne rozmyślania o
zasadach swojej wiary, nauczaniu Iisusa Christa, nauczaniu
Otcow naszej cerkwi, o swoim postępowaniu, stosunku do innych
ludzi. Starają się razem czytać Ewangelię (przynajmniej zapoznać
się z treścią woskresnych cztienij), zastanawiają się nad
znaczeniem słów modlitw w języku cerkiewno-słowiańskim i powoli
zaczynają rozumieć ten przepiękny i przebogaty język, utworzony
przecież specjalnie dla modlitwy. Czytają i dyskutują literaturę
prawosławną. Uczą się i razem śpiewają kolędy, poznają
przysłowia i ludowe piosenki. Wychodzących z domu rodzice
błogosławią znakiem krzyża. Wyrażają w ten sposób swoją
akceptację, a jednocześnie przywołują imię Boże dla pomocy,
pokrowitielstwa, sochranienija ot złych czełowiek i
biesow i strastiej.
To
nie jest wyidealizowany obraz prawosławnej rodziny z dawnych czasów.
Takich rodzin jest wiele. Zresztą, czy człowiek, dla którego
prawosławie jest wartością najcenniejszą, który szanuje swoich
przodków, zna i pielęgnuje wypracowane przez nich wiekami mądrość
życiową, zasady postępowania przesiąknięte prawosławnym
pojmowaniem świata i życia, wie, że jego podstawowym, świętym
obowiązkiem jest żyć zgodnie z tymi zasadami i przekazać je swoim
dzieciom – czy taki człowiek może dopuszczać inny model rodziny?
Nawet w dzisiejszym, zsekularyzowanym, pędzącym ku samozagładzie
świecie, gdzie rewolucjoniści i reformatorzy, wilki w owczych
skórach, wciąż na nowo, w coraz bardziej wyuzdany sposób
definiują pojęcia dobra i zła?
Utworzenie
i pielęgnowanie takiej rodziny, nawet dla dwojga prawosławnych,
cerkownych, przywiązanych do tradycji ludzi – nie jest
sprawą prostą. Wszyscy mamy słabości i ułomności, mnogi
boriut nas strasti. Sukcesy i porażki, radości, kłopoty,
smutki i obawy to nieodłączny element codziennego życia. Ile
trzeba sił, wytrwałości, tierpienija, nieustannej pracy nad
sobą i wiary, żeby „ciągnąć ten wóz” do przodu. Jak
bardzo potrzebne jest niewzruszone oparcie w najbliższych i
członkach swojej społeczności. A na gławach naszych –
wiency. Tak to po prostu wygląda w praktyce.
Co
wiedzą na ten temat młodzi ludzie, którzy chcą być razem,
zawrzeć związek małżeński, założyć rodzinę? Każde z nich
wychowało się przecież w swojej rodzinie, obserwowało blaski i
cienie codziennego, wspólnego życia, mają własne spostrzeżenia i
doświadczenia. A jednak.
Można
patrzeć i nie widzieć, słuchać i nie słyszeć. A gdy przychodzi
mieszanka strastiej nazywana potocznie miłością (która
wbrew nazwie, z miłością opisywaną w Ewangelii ma niewiele
wspólnego) – rozum traci dostęp do swojego właściciela. Błażen,
iże imiet i razbijet mładiency twoja o kamień (Ps. 136). Ale
do tego trzeba widzieć swoje strasti. Zdawać sobie sprawę z
ich obecności. Mieć siłę, żeby tłumić je w zarodku (mładiency
– strasti rodzące się w umyśle) zanim zaczną nami kierować.
Miłość to nie jest fajerwerk uczuć (które, jak wiadomo,
podlegają ciągłym zmianom). Miłość do dobrodietiel’ –
cnota, wielkość, doskonałość. To stan naszej woli, stan duszy.
Wyrasta w codziennym życiu całej rodziny. Wymaga ogromnego wysiłku
i cierpliwości, wspólnego przejścia przez radości i smutki,
cierpienie, strach i nadzieję. Nauka miłości to zadanie na całe
życie.
Czy
silną, prawosławną rodzinę może zbudować dwoje ludzi gdy jedno
z nich trzyma się wiary i tradycji, a drugie jest nowostylnikiem?
Tu zaczynają się kłopoty. Dla zachowania jedności i spokoju w
rodzinie ktoś musi ustąpić. Kto?
Warto
zwrócić uwagę na pewną prawidłowość. Reformator odchodzi od
tradycji ponieważ „to wszystko jedno, to mało istotne”.
Wszystko jedno jaki kalendarz, jaki język. Ważna jest wiara (?).
Jeżeli ci wszystko jedno to wróć do tradycji. Niestety. To
„wszystko jedno” działa u rewolucjonistów tylko w jedną
stronę. Zniszczyć, odrzucić, zlekceważyć, wprowadzić nowe
wartości. Powrotu nie ma. Chyba, że nagle pojawi się strach Boży
i pamiat’ smiertnaja. Ale to zwykle ma miejsce dopiero wtedy
gdy taki człowiek ze zdumieniem dojdzie do wniosku, że on też musi
odejść z tego świata.
A co
jeśli jedno z młodych jest innowiercą? Tu kolejna prawidłowość,
której młodzi nie znają, a przynajmniej nie rozumieją. Związek z
drugą osobą nie jest związkiem tylko tych dwóch osób. To będzie
związek z matką i ojcem tej drugiej osoby, rodzeństwem, dziadkami,
ciotkami, wujkami, gronem ich znajomych, a także z postawami
moralnymi panującymi w tej rodzinie, przyzwyczajeniami, tradycjami,
pojmowaniem historii, bohaterami do naśladowania, językiem i
kalendarzem. Związek na całe życie. Potrafisz to wszystko pokochać
i zaakceptować tak jak swoją drugą połowę? Oni ze swoich
wartości nie zrezygnują. Nie zrezygnuje także ta druga, wybrana
przez ciebie osoba. Po prostu dlatego że nie przestanie być
członkiem swojej dotychczasowej rodziny, swojej społeczności,
kościoła itd. Czy możesz oczekiwać od niej odejścia od „swoich”?
Czy masz w ogóle do tego prawo?
Będziesz
walczyć o to żeby wziąć ślub w cerkwi. Właściwie po co? Co ci
to da i co z tego ma wyniknąć? Po pewnej walce, być może, druga
strona nawet się na to zgodzi. Czy stworzyliście w ten sposób
prawosławną rodzinę, która będzie pielęgnować prawosławne
wartości? Tainstwo to nie magia. To wielkie zobowiązanie i
odpowiedzialność.
Ale
rozum dalej śpi. Pojawiają się dzieci. Jeśli jesteś
zdeterminowany – walczysz dalej. I po wielu ciężkich awanturach
udaje ci się doprowadzić do tego, że zostaną ochrzczone w cerkwi.
Może nawet zaczną chodzić do cerkwi na lekcje religii. Ale musisz
być czujny jak czekista. Ty masz inną mentalność, a twoja druga
połowa – inną. Inne tradycje, wartości, zasady, podejście do
ludzi i problemów, podejście do życia, świata materialnego i
duchowego, inną ocenę historii i wydarzeń bieżących. Ty jesteś
osamotniony. Druga połowa ma za sobą szkołę, ulicę, radio i
telewizję, kolegów i znajomych. No i rodzinę - też czujną. Jest
znane łacińskie przysłowie: „nec Hercules contra plures”,
czyli „siła złego na jednego”, a w tłumaczeniu wolnym i
swawolnym „i Herkules d… gdy ludzi kupa”.
Zamiast
poświęcać czas, siły i środki na przygotowanie swoich dzieci do
życia, kształtowanie ich prawosławnej osobowości i gotowości do
przekazywania kolejnym pokoleniom naszych wartości – będziesz
walczyć.
Dzieci
rosną w atmosferze „dwa w jednym”. Ty i druga połowa macie
przecież jednakowe prawo do wpajania im swoich wartości. U ciebie
jeszcze post, a u nich już Rożdiestwo. U nich już paschalna
radość – u ciebie jeszcze na przykład strastnaja siedmica.
Czy twoje dzieci są prawosławne? Nie wystarczy dać się ochrzcić.
Nie wystarczy chodzić w niedzielę do cerkwi. Prawosławnym trzeba
być w każdej chwili, na co dzień. To styl życia i jego jakość.
Czy udało ci się stworzyć domową cerkiew? Gdzie swiaszczennik,
diakon, gdzie czada tej cerkwi?
Jeśli
masz jeszcze siły i wciąż walczysz „o swoje” - żyjesz w
świecie iluzji albo rozpaczy. W końcu dowiadujesz się, że w
trakcie kolejnych wakacji twoje dzieci zostały przechrzczone.
Przecież poza kościołem nie ma zbawienia. Tak mówi katechizm. A o
przyszłość dzieci trzeba dbać. Teraz masz przed sobą wiele lat
pracy dla utrzymania swojej rodziny. Siłą rzeczy będziesz się
skupiać na życiu materialnym. Rzucasz się w wir obowiązków.
Starasz się robić karierę. Chcesz pokazać światu, że twoje
małżeństwo to jednak sukces. Czasami nawet zaglądasz do cerkwi. A
gdy dzieci zostaną pożenione zgodnie z jedyna słuszną wiarą –
pozostanie ci do spełnienia jeszcze jeden obowiązek. Wziąć
prawdziwy ślub. Przecież twoja druga połowa, która cierpliwie
przeszła przez życie u twojego boku też musi dostąpić zbawienia.
A bez „prawdziwego” ślubu – może być kłopot. Teraz jesteś
już wolny i możesz się oddać pielęgnowaniu swojej tradycji.
Na
rekach wawiłonskich tamo siedochom i płakachom….
Kako bo wospojem piesń
Gospodniu na ziemli czużdiej.(Ps. 136)
To
schemat potwierdzany przez życie. Przez pewien czas gorączkowo
wierzysz, że twoje małżeństwo to wyjątek. Ci, którzy grają w
totolotka, też maja taką wiarę. Tyle, że brak wygranej to
niewielka strata. Przegrane życie – to jednak coś więcej.
Czy
chęć małżeństwa z innowiercą wywołuje radość i akceptację
rodziców i innych członków prawosławnej rodziny? Wprost
przeciwnie. Znają życie, wiedzą co będzie dalej. Poza tym są
zdruzgotani własną porażką. Starali się przekazać dzieciom
prawosławne wartości, tradycję, pojmowanie świata. Tak jak
potrafili. A przecież wsiako drewo ot płoda swojego
poznajetsia (Łk. 6.44)). Czyli ich starania były
niewystarczające?
A w
jaki sposób młody człowiek, który uznał, że dorósł do
założenia rodziny, wykorzystał wpajaną mu wiedzę? Czy zaczął
żyć zgodnie z prawosławnymi zasadami? Czy zaczął od siebie
wymagać, pracować nad sobą, ponużdat’ siebia? Czy na
pewno jest już gotów do podejmowania tak ważnych decyzji? Czy
rozumie co robi? Mówi się „życie to nie bajka”. Wymaga
odpowiedzialności i ciężkiej pracy. A tu – jest „miłość”
i będzie bajka.
Rodzice
są załamani. Nie zaakceptują takiego związku (chyba, że –
formalnie, pod przymusem sytuacji). Czti otca twojego i matier’
twoju, da błago ti budiet, i da dołgoletien budieszi na ziemli.
Jeśli ktoś występuje przeciw woli rodziców, łamie zapowied’,
to nasuwa się pytanie: czy jest to człowiek prawosławny?
Każdy
z nas jest członkiem swojej rodziny, społeczności, Cerkwi. Ma
wobec nich określone zobowiązania. Ma przywileje i obowiązki.
Wierność zasadom, tradycji, religii, odpowiedzialność za przyszłe
pokolenia, praca na rzecz najbliższych – to swego rodzaju
patriotyzm. Bez patriotycznej postawy każdego z nas, rodzina,
społeczność czy grupa przestanie z czasem istnieć. Jak nazywa się
ten kto lekceważy najbliższych, swoje tradycje, normy, zasady?
Sprzedaje je w imię swoich bezrozumnych zachcianek i słabości.
Jest takie słowo – predatiel’.
Prawosławne
małżeństwo, budowa domowej cerkwi, utrzymanie prawosławnej
rodziny i właściwe wychowanie dzieci to muczeniczeskij podwig.
Ale także radość, satysfakcja i poczucie dobrze spełnionego
obowiązku. Związek z innowiercą to zmarnowane życie, pożegnanie
z Cerkwią i z najbliższymi. Sprzedałeś swoich raz, sprzedasz i
następny. Dalej jest już coraz łatwiej. Strasti nazywane
miłością, w których własny egoizm i pociąg fizyczny są
silniejsze od rozumu, w końcu się ulatniają. Czasami nawet dość
szybko. A ty walczysz przez całe życie właściwie nie wiadomo o
co. Na domiar złego próbujesz także nas zmieniać, ponieważ
przestaliśmy pasować do ciebie i twojego nowego otoczenia.
Próbujesz reformować naszą Cerkiew i tradycje. To co było
budowane systematycznie przez pokolenia, chcesz rozpaczliwie
dostosować do swojej przegranej sytuacji.
W
efekcie to wielka tragedia dla ciebie, przekreślony wysiłek twoich
przodków, a także cios dla Cerkwi i społeczności, z której się
wywodzisz. Bo Cerkiew jest silna patriotyzmem swoich wiernych i siłą
ich rodzin.
Nasz metropolita często
powtarza: Nie bojsia małoje stado (Łk. 12.32). To prawda.
Ale ty sprawiasz, że stado staje się coraz mniejsze.
Sretenije
Gospodnie 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz