15.2.13

Pożegnanie z Cerkwią

 
Pożegnanie z Cerkwią


   Położył jesi na gławach ich wiency. Co symbolizują korony trzymane nad głowami młodych w czasie tainstwa braka? Są to wiency muczeniczestwa. Każdy zawierający małżeństwo, łącząc się z drugim człowiekiem w płot’ jedinu, zakładając rodzinę – wstępuje na drogę życia muczenika. Nie ma w tym stwierdzeniu ani drwiny, ani patosu. Takie jest po prostu życie. Rozwiązywanie codziennych problemów, wychowanie dzieci, utrzymanie rodziny, tierpienije, wybaczanie, zmęczenie, drażliwość itd. itd.
Co to jest rodzina? Najmniejsza komórka każdej społeczności, gdzie pielęgnuje się i przekazuje wiarę, tradycję, język, obyczaje, historię swojego rodu, społeczności. Dlaczego rodzina to mała, domowa cerkiew? Podobnie jak w Cerkwi panuje w niej określony porządek i hierarchia. Ojciec to swiaszczennik, matka – diakon, dzieci – czada tej małej cerkwi.
Ojciec odpowiada za domową cerkiew. Jest strażnikiem obowiązujących w rodzinie zasad (duchowych i moralnych), sam pogłębia swoją wiedzę (teologiczną i świecką), uczy i przekazuje swoje doświadczenia matce i dzieciom, zapewnia bezpieczeństwo rodzinie, także materialne. Matka szanuje ojca, wspomaga go, uzupełnia, podpowiada. Swoją kobiecą naturą sprawia, że mała cerkiew jest świątynią ciepłą, przytulną i pełną miłości. Dla wszystkich członków rodziny jest źródłem siły i dobroci. Dzieci jak gąbka, powinny nasiąkać przekazywanymi wartościami, żyć zgodnie z zasadami prawosławia, przekazywać tę wiedzę i umiejętności kolejnym pokoleniom.
Taka rodzina prawosławna żyje prawosławnym życiem. Wszyscy uczestniczą w nabożeństwach, spowiedzi, priczastiju. Poszczą, obchodzą święta zgodnie z prawosławnym kalendarzem, dzieci uczestniczą w lekcjach religii, w domu wszyscy pamiętają o porannych i wieczornych modlitwach. Zbierają się na wspólne posiłki, dyskutują problemy związane z wiarą prawosławną. Pamiętają jak ważne jest tzw. bogomyslie – czyli własne rozmyślania o zasadach swojej wiary, nauczaniu Iisusa Christa, nauczaniu Otcow naszej cerkwi, o swoim postępowaniu, stosunku do innych ludzi. Starają się razem czytać Ewangelię (przynajmniej zapoznać się z treścią woskresnych cztienij), zastanawiają się nad znaczeniem słów modlitw w języku cerkiewno-słowiańskim i powoli zaczynają rozumieć ten przepiękny i przebogaty język, utworzony przecież specjalnie dla modlitwy. Czytają i dyskutują literaturę prawosławną. Uczą się i razem śpiewają kolędy, poznają przysłowia i ludowe piosenki. Wychodzących z domu rodzice błogosławią znakiem krzyża. Wyrażają w ten sposób swoją akceptację, a jednocześnie przywołują imię Boże dla pomocy, pokrowitielstwa, sochranienija ot złych czełowiek i biesow i strastiej.
To nie jest wyidealizowany obraz prawosławnej rodziny z dawnych czasów. Takich rodzin jest wiele. Zresztą, czy człowiek, dla którego prawosławie jest wartością najcenniejszą, który szanuje swoich przodków, zna i pielęgnuje wypracowane przez nich wiekami mądrość życiową, zasady postępowania przesiąknięte prawosławnym pojmowaniem świata i życia, wie, że jego podstawowym, świętym obowiązkiem jest żyć zgodnie z tymi zasadami i przekazać je swoim dzieciom – czy taki człowiek może dopuszczać inny model rodziny? Nawet w dzisiejszym, zsekularyzowanym, pędzącym ku samozagładzie świecie, gdzie rewolucjoniści i reformatorzy, wilki w owczych skórach, wciąż na nowo, w coraz bardziej wyuzdany sposób definiują pojęcia dobra i zła?
Utworzenie i pielęgnowanie takiej rodziny, nawet dla dwojga prawosławnych, cerkownych, przywiązanych do tradycji ludzi – nie jest sprawą prostą. Wszyscy mamy słabości i ułomności, mnogi boriut nas strasti. Sukcesy i porażki, radości, kłopoty, smutki i obawy to nieodłączny element codziennego życia. Ile trzeba sił, wytrwałości, tierpienija, nieustannej pracy nad sobą i wiary, żeby „ciągnąć ten wóz” do przodu. Jak bardzo potrzebne jest niewzruszone oparcie w najbliższych i członkach swojej społeczności. A na gławach naszych – wiency. Tak to po prostu wygląda w praktyce.
Co wiedzą na ten temat młodzi ludzie, którzy chcą być razem, zawrzeć związek małżeński, założyć rodzinę? Każde z nich wychowało się przecież w swojej rodzinie, obserwowało blaski i cienie codziennego, wspólnego życia, mają własne spostrzeżenia i doświadczenia. A jednak.
Można patrzeć i nie widzieć, słuchać i nie słyszeć. A gdy przychodzi mieszanka strastiej nazywana potocznie miłością (która wbrew nazwie, z miłością opisywaną w Ewangelii ma niewiele wspólnego) – rozum traci dostęp do swojego właściciela. Błażen, iże imiet i razbijet mładiency twoja o kamień (Ps. 136). Ale do tego trzeba widzieć swoje strasti. Zdawać sobie sprawę z ich obecności. Mieć siłę, żeby tłumić je w zarodku (mładiency – strasti rodzące się w umyśle) zanim zaczną nami kierować. Miłość to nie jest fajerwerk uczuć (które, jak wiadomo, podlegają ciągłym zmianom). Miłość do dobrodietiel’ – cnota, wielkość, doskonałość. To stan naszej woli, stan duszy. Wyrasta w codziennym życiu całej rodziny. Wymaga ogromnego wysiłku i cierpliwości, wspólnego przejścia przez radości i smutki, cierpienie, strach i nadzieję. Nauka miłości to zadanie na całe życie.
Czy silną, prawosławną rodzinę może zbudować dwoje ludzi gdy jedno z nich trzyma się wiary i tradycji, a drugie jest nowostylnikiem? Tu zaczynają się kłopoty. Dla zachowania jedności i spokoju w rodzinie ktoś musi ustąpić. Kto?
Warto zwrócić uwagę na pewną prawidłowość. Reformator odchodzi od tradycji ponieważ „to wszystko jedno, to mało istotne”. Wszystko jedno jaki kalendarz, jaki język. Ważna jest wiara (?). Jeżeli ci wszystko jedno to wróć do tradycji. Niestety. To „wszystko jedno” działa u rewolucjonistów tylko w jedną stronę. Zniszczyć, odrzucić, zlekceważyć, wprowadzić nowe wartości. Powrotu nie ma. Chyba, że nagle pojawi się strach Boży i pamiat’ smiertnaja. Ale to zwykle ma miejsce dopiero wtedy gdy taki człowiek ze zdumieniem dojdzie do wniosku, że on też musi odejść z tego świata.
A co jeśli jedno z młodych jest innowiercą? Tu kolejna prawidłowość, której młodzi nie znają, a przynajmniej nie rozumieją. Związek z drugą osobą nie jest związkiem tylko tych dwóch osób. To będzie związek z matką i ojcem tej drugiej osoby, rodzeństwem, dziadkami, ciotkami, wujkami, gronem ich znajomych, a także z postawami moralnymi panującymi w tej rodzinie, przyzwyczajeniami, tradycjami, pojmowaniem historii, bohaterami do naśladowania, językiem i kalendarzem. Związek na całe życie. Potrafisz to wszystko pokochać i zaakceptować tak jak swoją drugą połowę? Oni ze swoich wartości nie zrezygnują. Nie zrezygnuje także ta druga, wybrana przez ciebie osoba. Po prostu dlatego że nie przestanie być członkiem swojej dotychczasowej rodziny, swojej społeczności, kościoła itd. Czy możesz oczekiwać od niej odejścia od „swoich”? Czy masz w ogóle do tego prawo?
Będziesz walczyć o to żeby wziąć ślub w cerkwi. Właściwie po co? Co ci to da i co z tego ma wyniknąć? Po pewnej walce, być może, druga strona nawet się na to zgodzi. Czy stworzyliście w ten sposób prawosławną rodzinę, która będzie pielęgnować prawosławne wartości? Tainstwo to nie magia. To wielkie zobowiązanie i odpowiedzialność.
Ale rozum dalej śpi. Pojawiają się dzieci. Jeśli jesteś zdeterminowany – walczysz dalej. I po wielu ciężkich awanturach udaje ci się doprowadzić do tego, że zostaną ochrzczone w cerkwi. Może nawet zaczną chodzić do cerkwi na lekcje religii. Ale musisz być czujny jak czekista. Ty masz inną mentalność, a twoja druga połowa – inną. Inne tradycje, wartości, zasady, podejście do ludzi i problemów, podejście do życia, świata materialnego i duchowego, inną ocenę historii i wydarzeń bieżących. Ty jesteś osamotniony. Druga połowa ma za sobą szkołę, ulicę, radio i telewizję, kolegów i znajomych. No i rodzinę - też czujną. Jest znane łacińskie przysłowie: „nec Hercules contra plures”, czyli „siła złego na jednego”, a w tłumaczeniu wolnym i swawolnym „i Herkules d… gdy ludzi kupa”.
Zamiast poświęcać czas, siły i środki na przygotowanie swoich dzieci do życia, kształtowanie ich prawosławnej osobowości i gotowości do przekazywania kolejnym pokoleniom naszych wartości – będziesz walczyć.
Dzieci rosną w atmosferze „dwa w jednym”. Ty i druga połowa macie przecież jednakowe prawo do wpajania im swoich wartości. U ciebie jeszcze post, a u nich już Rożdiestwo. U nich już paschalna radość – u ciebie jeszcze na przykład strastnaja siedmica. Czy twoje dzieci są prawosławne? Nie wystarczy dać się ochrzcić. Nie wystarczy chodzić w niedzielę do cerkwi. Prawosławnym trzeba być w każdej chwili, na co dzień. To styl życia i jego jakość. Czy udało ci się stworzyć domową cerkiew? Gdzie swiaszczennik, diakon, gdzie czada tej cerkwi?
Jeśli masz jeszcze siły i wciąż walczysz „o swoje” - żyjesz w świecie iluzji albo rozpaczy. W końcu dowiadujesz się, że w trakcie kolejnych wakacji twoje dzieci zostały przechrzczone. Przecież poza kościołem nie ma zbawienia. Tak mówi katechizm. A o przyszłość dzieci trzeba dbać. Teraz masz przed sobą wiele lat pracy dla utrzymania swojej rodziny. Siłą rzeczy będziesz się skupiać na życiu materialnym. Rzucasz się w wir obowiązków. Starasz się robić karierę. Chcesz pokazać światu, że twoje małżeństwo to jednak sukces. Czasami nawet zaglądasz do cerkwi. A gdy dzieci zostaną pożenione zgodnie z jedyna słuszną wiarą – pozostanie ci do spełnienia jeszcze jeden obowiązek. Wziąć prawdziwy ślub. Przecież twoja druga połowa, która cierpliwie przeszła przez życie u twojego boku też musi dostąpić zbawienia. A bez „prawdziwego” ślubu – może być kłopot. Teraz jesteś już wolny i możesz się oddać pielęgnowaniu swojej tradycji.
Na rekach wawiłonskich tamo siedochom i płakachom….
Kako bo wospojem piesń Gospodniu na ziemli czużdiej.(Ps. 136)
To schemat potwierdzany przez życie. Przez pewien czas gorączkowo wierzysz, że twoje małżeństwo to wyjątek. Ci, którzy grają w totolotka, też maja taką wiarę. Tyle, że brak wygranej to niewielka strata. Przegrane życie – to jednak coś więcej.
Czy chęć małżeństwa z innowiercą wywołuje radość i akceptację rodziców i innych członków prawosławnej rodziny? Wprost przeciwnie. Znają życie, wiedzą co będzie dalej. Poza tym są zdruzgotani własną porażką. Starali się przekazać dzieciom prawosławne wartości, tradycję, pojmowanie świata. Tak jak potrafili. A przecież wsiako drewo ot płoda swojego poznajetsia (Łk. 6.44)). Czyli ich starania były niewystarczające?
A w jaki sposób młody człowiek, który uznał, że dorósł do założenia rodziny, wykorzystał wpajaną mu wiedzę? Czy zaczął żyć zgodnie z prawosławnymi zasadami? Czy zaczął od siebie wymagać, pracować nad sobą, ponużdat’ siebia? Czy na pewno jest już gotów do podejmowania tak ważnych decyzji? Czy rozumie co robi? Mówi się „życie to nie bajka”. Wymaga odpowiedzialności i ciężkiej pracy. A tu – jest „miłość” i będzie bajka.
Rodzice są załamani. Nie zaakceptują takiego związku (chyba, że – formalnie, pod przymusem sytuacji). Czti otca twojego i matier’ twoju, da błago ti budiet, i da dołgoletien budieszi na ziemli. Jeśli ktoś występuje przeciw woli rodziców, łamie zapowied’, to nasuwa się pytanie: czy jest to człowiek prawosławny?
Każdy z nas jest członkiem swojej rodziny, społeczności, Cerkwi. Ma wobec nich określone zobowiązania. Ma przywileje i obowiązki. Wierność zasadom, tradycji, religii, odpowiedzialność za przyszłe pokolenia, praca na rzecz najbliższych – to swego rodzaju patriotyzm. Bez patriotycznej postawy każdego z nas, rodzina, społeczność czy grupa przestanie z czasem istnieć. Jak nazywa się ten kto lekceważy najbliższych, swoje tradycje, normy, zasady? Sprzedaje je w imię swoich bezrozumnych zachcianek i słabości. Jest takie słowo – predatiel’.
Prawosławne małżeństwo, budowa domowej cerkwi, utrzymanie prawosławnej rodziny i właściwe wychowanie dzieci to muczeniczeskij podwig. Ale także radość, satysfakcja i poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Związek z innowiercą to zmarnowane życie, pożegnanie z Cerkwią i z najbliższymi. Sprzedałeś swoich raz, sprzedasz i następny. Dalej jest już coraz łatwiej. Strasti nazywane miłością, w których własny egoizm i pociąg fizyczny są silniejsze od rozumu, w końcu się ulatniają. Czasami nawet dość szybko. A ty walczysz przez całe życie właściwie nie wiadomo o co. Na domiar złego próbujesz także nas zmieniać, ponieważ przestaliśmy pasować do ciebie i twojego nowego otoczenia. Próbujesz reformować naszą Cerkiew i tradycje. To co było budowane systematycznie przez pokolenia, chcesz rozpaczliwie dostosować do swojej przegranej sytuacji.
W efekcie to wielka tragedia dla ciebie, przekreślony wysiłek twoich przodków, a także cios dla Cerkwi i społeczności, z której się wywodzisz. Bo Cerkiew jest silna patriotyzmem swoich wiernych i siłą ich rodzin.
Nasz metropolita często powtarza: Nie bojsia małoje stado (Łk. 12.32). To prawda. Ale ty sprawiasz, że stado staje się coraz mniejsze.

Sretenije Gospodnie 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz